sobota, 30 marca 2013

Przygotowania

Taką miętową sukienkę z kołnierzykiem wybrałam sobie na święta, tylko teraz się zastanawiam czy nie jest trochę za krótka...
Co o niej sądzicie?






I zrobiłam zdjęcia kilku zaproszeń, proste i bez zbędnych upiększeń- właśnie takie miały być :) dla rodziny kokardki są w kolorze morskim, a dla znajomych ciemnozielone :)





wtorek, 5 marca 2013

Weekend w górach

Ułożyłam sobie taką wspomnieniowo-obrazkową historyjkę z wyjazdu :)
Z Międzyrzeca wyjechaliśmy w czwartek ok. godz. 23, a na miejscu byliśmy przed 6. Było jeszcze ciemno więc pojechaliśmy na górkę do Małego Cichego i z powrotem do Murzasichle. Zdążyliśmy na wschód słońca i dzięki czemu nie musiałam na niego polować przez następne dni :)




Cały domek "u Kasi i Tomka" mieliśmy dla siebie. Jak najbardziej polecam, bardzo miła właścicielka, przystępne ceny, pokoje nowe i czyste, z pięknymi widokami z okien :)






Po rozpakowaniu i krótkim odpoczynku pojechaliśmy znów do Małego Cichego (nie wiem czy dobrze to odmieniam :P) na stok. Długo się wahałam, czy założyć narty, bo wszyscy straszyli mnie złamaniami i szpitalem, ale stwierdziłam, że skoro jest okazja, to grzech z niej nie skorzystać :) Po wypożyczeniu wszystkich akcesoriów i krótkiej instrukcji obsługi, zaczęłam szusować :) Każdy zjazd musiałam zakończyć upadkiem, gdyż za nic w świecie nie mogłam się zatrzymać! Raz wyjechałam za barierki, prawie na parking, cały czas układałam narty "w dziubek" i nic :P




Po kilku zjazdach dałam sobie spokój, długo zajmowało mi podniesienie się z upadku, odpięcie nart, wejście na górę, znowu włożenie nart i czekanie na jakiś kawałeczek wolnego miejsca, żeby nie zrobić nikomu krzywdy :) a cały zjazd trwał kilka sekund ;P M nie chciał zjeżdżać, ale namówiłam go na przejażdżkę wyciągiem :)



Wiało tam strasznie, ręce miałam skostniałe, ale było warto :)



Trójka z naszej ekipy ( początkująca jak ja) zjeżdżała z samej góry, ja się naprawdę bałam :)




Pogoda w ciągu dnia się pogorszyła, a szczyty zasłoniła gęsta mgła. Na szczęście nic nie padało, a przez następne dni było słonecznie :)



Po mroźnej przejażdżce, trzeba się koniecznie szybko rozgrzać :) 


i odpocząć :)



Tu coś próbowałam z samowyzwalaczem :)




Nigdy jeszcze nie byłam zimą w górach, więc zachwycało mnie wszystko :)




W sobotę rano pojechaliśmy do Zakopanego, do tej pory nie mam pojęcia czy byliśmy na Krupówkach :P





Kupiliśmy pamiątki, pocztówki, obowiązkowo oscypki i żurawinę i wjechaliśmy kolejką na Gubałówkę :)








Tutaj roztaczał się piękny widok na Zakopane i Tatry



Kilka pamiątkowych zdjęć na górze :)






Kiedyś tam wejdę! Ale prędzej latem niż zimą :)




Z Zakopanego pojechaliśmy się szybko przebrać i skoczyliśmy do Bukowiny Tatrzańskiej pojeździć skuterami śnieżnymi. Jak to w związku przystało za kierownicą usiadł On, a że rozsądek nie jest Jego mocną stroną, po dwóch wywrotkach ( przy których miałam śmierć w oczach), stwierdziłam, że ja muszę przejąć stery. Moje wątłe ręce poradziły sobie z utrzymaniem tej maszyny, tak, że do dzisiaj mam zakwasy, ale balansowanie ciężarem przy jeździe po stromych stokach wcale nie pomagało (chyba po prostu za mało razem ważymy) i wywróciliśmy się po raz trzeci i ostatni. Na pewno o wiele przyjemniej jeździ się po płaskim terenie! Jedynym plusem był malowniczy zachód słońca jaki nam wtedy towarzyszył :)




Po skuterach przyszła w końcu chwila na upragniony relaks w basenach termalnych. Na dworze był lekki mróz, woda miała ok 40', więc parowała tak, że nie było widać nic oprócz ciemności i pary :) Wypróbowaliśmy też wszystkie sauny. Były wyłożone maleńkimi płytkami, z przygaszonym światłem i relaksującą muzyką. Nic mi wtedy do szczęścia nie było potrzebne :)
W drogę powrotną ruszyliśmy w niedzielę ok 11, żałuję tylko, że nie zahaczyliśmy o Kraków, ale to może następnym razem :)