poniedziałek, 19 września 2011

Bieszczady...

W sobotę w południe wybraliśmy się na jednodniowy wypad w Bieszczady. Początkowo miał jechać tylko wujek z ciocią i mama z tatem, ale że w samochodzie były wolne miejsca to i ja się wepchałam, a w ostatnim momencie zdecydowała się jeszcze Agnieszka ze  swoim Michałem. Także zostałam bez pary... 

Po przyjeździe do Polańćzyka nad jez. Solińskim od razu znaleźliśmy wolny domek. Wieczorem poszliśmy na zaporę i zjedliśmy kolację. Standardowo wybrałam pierogi ruskie, a na deser pyszny smażony oscypek z żurawiną i grzane wino ;) W niedzielę wstałam przed 6 i razem z tatem poszliśmy nad jezioro na wschód słońca i tam też pierwszy raz w życiu widziałam bobra ;) Później pojechaliśmy do Ustrzyk Górnych gdzie zaczęliśmy wędrówkę na Połoninę Caryńską. Jeszcze nigdy serducho nie biło mi tak jak wtedy ;)

Chwilami było naprawdę ciężko, ale obierając sobie cel, trzeba być wytrwałym, bo kiedy się zawrócisz, traci sens. Tak chyba myślałam tylko ja i wujek ;)

Poniżej zamieszczam zdjęcia ze wspomnianego wschodu słońca i ze spacerku po górach ;)















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz