W niedzielny poranek Michał wpadł na pomysł, żeby zrobić sobie wycieczkę nad tą rzekę. Ekipy nawet nie musiał szukać. Jak zwykle była zwarta i gotowa do drogi ;) Pogoda dopisała, było ciepło jak na tą porę roku i całkowicie bezwietrznie. Pochodziliśmy z 3-4 godz i wróciliśmy do domu.
Błogo mi tak cały tydzień siedzieć w domu.
Wczoraj zrobiłam sałatkę warzywną i pograbiłam liście z podwórka, po czym mam dzisiaj bezwład rąk i ból pleców, ale zbytnio mi to nie przeszkadza.
Mama stwierdziła, że nadaję się na panią domu, co jest okropnie ciężkim zajęciem! ;)
Kolory na dworze nasycają moje myśli swoim pięknem, a dzisiejsze święto jak zwykle skłania do refleksji i w moim przypadku tęsknoty za ludźmi, którzy kiedyś byli obecni w moim życiu, a teraz ich brakuje.
Przez co humoru ani ochoty na cokolwiek po prostu nie mam.
Zabawa z 2 mm pajączkiem ;)
Ostatnie pozostałości lata...
Po lewej stronie widać dwóch moich towarzyszy, trzeci stał za mną ;)
A ten ponury krajobraz, to sprawka bobrów!
Przygraniczny słupek ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz